
Toruń pachniał cynamonem i wilgotnym brukiem, a Stare Miasto rozświetlały kolorowe chorągwie Copernikonu. Każdy krok prowadził do innej krainy: sal prelekcyjnych, warsztatów pełnych rękodzieła i fantastycznych gadżetów, księgarni zamienionych na mini-bazary pełne opowieści i tajemnic.
Po kilku godzinach intensywnego zwiedzania i chaotycznego biegania między prelekcjami byliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Chcieliśmy usiąść choć na chwilę, z kubkiem kawy w dłoni i piernikiem w zasięgu ręki, by odetchnąć i poukładać w głowie cały dzień. Wtedy natrafiliśmy na miejsce, które od razu przykuło uwagę: piwnicę kamienicy, gdzie pachniało świeżo wypiekanymi piernikami, a ciepłe światło lamp odbijało się od cegieł jak w prawdziwej karczmie. Drewniane stoły, miękkie siedziska i przyjemny gwar rozmów tworzyły atmosferę, która pozwalała na chwilę zapomnienia i odpoczynku.
Usiedliśmy przy jednym z większych stołów, rozkładając naszą prowizoryczną mapę wydarzeń. Byliśmy zajęci planowaniem kolejnych punktów programu, notowaniem prelekcji, które chcieliśmy zobaczyć, i zastanawianiem się, z kim warto porozmawiać. Wtedy z sąsiedniego stolika odwróciła się do nas Ona.
Jej głos był spokojny, a jednocześnie pełen sympatii. Mówiła tak, że słuchało się jej jak przy opowieści snutej przy kominku. Opowiedziała nam, że przyjeżdża na Copernikon co roku i że to wydarzenie jest dla niej magiczne. Że co roku namawia znajomych do przyjazdu, pokazywała, które sale i panele warto odwiedzić, a przy naszej mapie cierpliwie wskazywała miejsca, których nie mogliśmy przegapić, i ludzi, z którymi warto porozmawiać.
W pewnym momencie przedstawiła nam Jadwigę Zajdel – opisała ją jako bardzo sympatyczną, choć już nieco zmęczoną ze względu na wiek. Wspomniała, że jest wdową po Januszu Zajdlu i że to ona wręcza najważniejsze nagrody podczas gali Polconu. Poleciła nam z zamienić z nią kilka słów jeśli się uda. To była mała lekcja historii i backstage’u w jednej osobie – wszystko, co zwykle pozostaje ukryte, od kuchni, z humorem i subtelną nutą nostalgii.
Rozmowa z nią całkowicie zmieniła nasze spojrzenie na konwent. Nie chodziło już o odhaczenie kolejnych punktów programu ani zaliczenie prelekcji. Chodziło o doświadczenie, o śledzenie opowieści, o odkrywanie ludzi i historii, które tworzą cały Copernikon. Była jak przewodniczka w labiryncie pełnym smoków i czarodziejów, pokazując nam, że magia tkwi w detalach, które często przeoczamy, biegnąc za programem.
Kilka godzin później zobaczyliśmy ją i Jadwigę Zajdel na wielkiej scenie podczas gali. Światła reflektorów odbijały się od ciężkich kotar przozdabiających scenę, a tłum wypełniał salę po brzegi. Wtedy dopiero zrozumieliśmy całą skalę tego, co nam opowiedziała w piwnicy piernikarni. To była chwila, która przypominała, że najważniejsze historie nie zawsze dzieją się w świetle reflektorów – czasem zaczynają się przy drewnianym stole w cichej karczmie.
Copernikon wówczas pokazał nam, że każda podróż – czy w fantastyce, czy w codziennym życiu – zyskuje sens dopiero wtedy, gdy spotykamy ludzi, którzy dzielą się wiedzą, doświadczeniem i pasją. Czasem wystarczy kawa i piernik, by odkryć zupełnie nową perspektywę.
A teraz pytanie pozostaje otwarte: czy jesteście gotowi rozpocząć swoją przygodę w karczmie z piernikami – tak samo, jak my rok temu?
A.Jankowiak
