Czy roboty śnią o kopaniu klejnotów?
SteamWorld to seria gier stworzona i wydawana przez studio Image & Form, obejmująca różne gatunki i powiązana z sobą przez steampunkowe uniwersum pełne robotycznych postaci. Ich pierwszą grą było SteamWorld Dig z 2013 roku, które po czterech latach doczekało się kontynuacji, i to właśnie te produkcje chcę dziś wam przybliżyć.
SteamWorld Dig opowiada historię Rusty’ego, który przybywa do malowniczej westernowej mieścinki, by znaleźć swego wuja i zaopiekować się jego kopalnią. Chociaż gameplay polega na wydobywaniu cennych świecidełek, system rozgrywki przypomina prostą, ale przyjemną pętlę rodem z Diablo, czyli schodzenie do kopalni, wydobywanie klejnotów, sprzedawanie urobku, podnoszenie statystyk, kupowanie sprzętu za zarobioną gotówkę i ponowne szwendanie się po ciemnych jaskiniach.
Przemierzając kolejne, coraz głębsze, poziomy będziemy zdobywać nie tylko cenniejsze minerały, lecz także niebieskie orby, potrzebne do ulepszania naszej postaci. Prócz tego znajdziemy też poboczne jaskinie, oferujące specjalne ulepszenia. W ten sposób w nasze ręce wpadną wiertło i mechaniczna pięść, dzięki którym będziemy szybciej kopać i sprawniej walczyć z niewymagającymi przeciwnikami.
Nowe zabawki korzystają z wody, która dość szybko się zużywa, ale jej zasoby da się łatwo uzupełnić w podziemnych czeluściach. Trzeba jednak uważać, gdzie się kopie, bo bardzo łatwo możemy utknąć w miejscu, z którego już tak łatwo nie wrócimy. Wówczas jedyne, co nam pozostanie, to wcisnąć przycisk autodestrukcji i pojawić się na nowo w mieście, tracąc część zebranych klejnotów.
Na całe szczęście gra oferuje system szybkiej podróży poprzez znajdowane co jakiś czas platformy teleportacyjne (które można również zakupić u handlarza w mieście). Na samym dnie kopalni z kolei kryje się obowiązkowy boss, ale potyczka z nim nie należy do najciekawszych starć w historii.
Grafika jest przyjemna dla oka, tak jak muzyka dla ucha, stylizowana na westernowe brzmienia (motyw przewodni mocno przypomina utwór Ecstasy of Gold z filmu Dobry, zły i brzydki).
Całość prezentuje się naprawdę dobrze, działa solidnie i oferuje przyjemną, relaksującą choć na dłuższą metę nieco powtarzalną rozgrywkę. Nie jest to dzieło wybitne, ale wciąż dające frajdę.

To, co jednak było dobre w części pierwszej, rozszerzono i dopracowano do perfekcji w sequelu.
Po walce ze strażnikiem kopalni Rusty zniknął bez śladu. Na jego poszukiwania wyrusza Dorothy, niebieskoskóra handlarka, której w poprzedniej grze przynosiliśmy urobek. Fabuła nadal jest tu dość pretekstowa, ale tym razem dodano tu kilka plot twistów i trochę więcej bohaterów niezależnych, z którymi można porozmawiać, zaś Dorotce przez całą grę towarzyszyć będzie Fen, niebieski ognik.
Lokacje, w których przyjdzie nam kopać, zostały znacząco rozbudowane, pełne są rozwidleń, ukrytych przejść oraz sekretnych jaskiń z różnorodnymi, pomysłowymi wyzwaniami na myślenie i szybkie palce. Sprzedawanie zebranych świecidełek tym razem nie zwiększa naszego poziomu, za to wpływa na mnożnik zysku.
W kopalniach i podziemiach jest wiele sekretów do znalezienia, w tym aż 42 artefakty, które odblokowują dodatkowe opcje rozwoju naszej postaci. Tak jak wcześniej Rusty, tak i Dorothy będzie dostawać nowe gadżety w miarę rozwoju gry, jednak poszerzono zarówno ich asortyment, jak i funkcjonalność. Będziemy dysponować wiertłem, wyrzutnią wybuchowych strzałek, linką wspinaczkową, a nawet jetpackiem. Walka z mobkami jest dużo przyjemniejsza, repertuar przeciwników został odpowiednio poszerzony, zaś mechaniki niektórych z nich parę razy będzie można wykorzystać na swoją korzyść.
Coś dla siebie otrzymają tu również poszukujący większego wyzwania, jeśli uważnie będą ów podziemny świat eksplorować. Oprawa audiowizualna jest po prostu prześliczna, grafikę wyraźnie podbito i nadano jej więcej błysku, zaś muzyka (na czele z motywem przewodnim Dorothy) potrafi sprawić, że zatrzymamy rozgrywkę tylko po to, by jej posłuchać. Mnie samemu zajęło kilka minut, nim w ogóle zacząłem grę, bo przez ten czas chłonąłem prostą animację Dorotki siedzącej przy nocnym ognisku z piękną muzyką w tle.
Jeśli miałbym wybierać między tymi dwoma grami, bezapelacyjnie wybrałbym część drugą, ale wciąż polecam wam zapoznać się z obiema, dokładnie w kolejności ich wydawania, by mieć pełnię doświadczenia i zobaczyć, jak rozwinęła się ta formuła.
Jedynkę przejdziecie w 5–6 godzin, dwójka to zabawa o kilka godzin dłuższa, w zależności od tego, w jakim stopniu chcecie ukończyć grę. Każdy z tych tytułów łatwo znajdziecie, chociażby na Switchu, konsolach starszej generacji, na Steamie oraz na GOG-u za kilkadziesiąt złotych, ale bardzo często na promocji cały pakiet zakupić można za mniej niż 15 zł. Część pierwsza została spolonizowana (napisy), dwójka niestety nie, ale śmiało możecie grać po angielsku, bo język nie jest specjalnie wymagający.
M. Matłok
